Dzisiaj praktycznie cały dzień spędziłam poza domem hostów, ponownie odwiedziłam Opel Zoo, przespacerowałam się po Viktoria Park oraz w końcu zajrzałam do
kafejki Eiscafe Gioia, gdzie wypiłam sobie latte macchiato, a następnie skusiłam się na gorącą czekoladę i ciasto :) Zapłaciłam za to niecałe 8 euro. Babeczka tam pracująca była bardzo miła i sądzę, że w każdą niedzielę będę odwiedzać tą niewielką kawiarenkę.
Pod względem godzin otwarcia jest tu strasznie. Po pierwsze w niedziele wszystkie sklepy są zamknięte. Podobno tak ustalił rząd i to dlatego, że Kościół był bardzo temu przeciwny, chociaż jak powiedział host w Niemczech nie odgrywa on jakiejś większej roli, to tu był mocno przeciwny by pracować w niedziele. Dodał, że za jego czasów studenckich sklepy były otwarte góra do 18 godziny, a teraz i tak przedłużyli do 20. A przez to taka ja - Polka, przyzwyczajona to tego, że sklepy są otwarte 7 dni w tygodniu, a lokale gastronomiczne nie mają jakiś dziwnych przerw - bo tutaj między godziną 14 (15) a 17 (18) mają przerwę i lokale na ten czas są zamknięte, muszę biedna ja chodzić głodna. Ale na szczęście jakaś piekarnia (!) była otwarta (!) więc zakupiłam sobie dwa pączki bez nadzienia i zapełniłam sobie brzuszek. Potem wróciłam do relaksowania się spacerkiem po Viktoria Park by wrócić znów do szukania jakiegoś otwartego lokalu. Bo jednak miałam nadzieję, że coś znajdę. I dobrze, że się nie poddałam :) bardzo przyjemna odmiana, mogłam na chwile zapomnieć o nieprzyjemnych chwilach i myśleć jedynie o własnej przyjemności.






Dwa dni temu, tj. 7.11 podjęłam marną próbę trudnej rozmowy z hostami o moim pobycie i o tym, co ich tak bardzo nie zadowala, co robię źle... nie wiedziałam od czego zacząć, więc zapytałam się (chociaż wiedziałam, że K. zwykle jest odbierana po 15) to się zapytałam czy trzeba ją teraz odebrać (była godzina 14.30). Ponieważ tylko akurat host był na dole, to z nim zaczęłam rozmowę. Odpowiedział, że on później odbierze ją, potem zabierze ją do szpitala, do jego miejsca pracy, bo jest ona bardzo tego ciekawa, a potem jadą na basen. Wiec nie wie dokładnie o której wrócą, ale ma nadzieję, że niezbyt późno. Następnie powiedział, że V. na razie śpi, więc dopiero jak się obudzi, to mam się nim zająć. Potem jeszcze dodał, że muszę bardziej stanowczo budzić rano K. bo ona potrzebuje porządnej pobudki, bo nie jest rannym ptaszkiem, a niestety do szkoły musi wcześnie wstać, żeby się wyrobić. Dzisiaj np.wydarł się na nią, że będzie budzona o 5 rano, skoro się tak ślimaczy, bo pół godziny to ona buty ubierała. Więc odpowiedziałam, że jej mówię, że nie ma czasu, że musi się pośpieszyć. Ona zawsze odburkuje, że przecież wie. Na co on, że nie może tak być że ja ją proszę, tylko mam jej kazać wstać. Bo inaczej ona nigdy się nie nauczy że żeby zdążyć na czas, to musi szybko wstać i nie ślimaczyć się. Potem dodał, że już wolą budzić V., bo chociaż też marudzi, to jednak szybciej załatwia się z nim sprawę. Na co się zapytałam, czy tylko ze mną tak zawsze głośno marudzi, że nie chce, że on chce ciemność,a nie światło. Na co on, że trzeba po prostu do niego przemawiać, nawet jeśli nie rozumie wszystkiego,to trzeba mu czytać i mówić do niego. I ogólnie wywiązała się poniekąd spokojna rozmowa, o tym że staram się mu czytać, i że na razie pozwolił mi przeczytać od początku do końca tylko dwie książki, bo inne to tylko fragmenty, albo chciał wyłącznie oglądać obrazki. I że jak np. krzyczy, bo czegoś nie chce, to mu mówię, że schreien ist nicht richtig, na co on że właśnie richtig. I że K. poprawia mnie gdy źle przeczytam albo że ją pytam co to słowo oznacza. I że staram się czytać małemu codziennie. I na tym rozmowa się mniej więcej skończyła. Zapytałam się tylko, czy w takim razie chcą, żebym coś zrobiła. To host powiedział, że o ile hostka tego już nie zrobiła, to żebym pościeliła łóżko K.
Więc poszłam na górę sprawdzić i jednak okazało się, że muszę pościelić jej łóżko. No a potem dodał że w środę będzie kolejna szansa żeby sprawdzić czy K. w końcu da radę normalnie wstać, bez ślimaczenia się. I jak tak z nim gadałam to hostka przyszła w połowie rozmowy i cos tam w kuchni zaczela robic wiec wszystko slyszała.
I chociaż nie udało mi się przeprowadzić takiej rozmowy, która wyjaśniłaby wszystko, to mam delikatne wrażenie, że pod względem tej rozmowy zmienili troszeńkę nastawienie do mnie, jakby powoli rozumieli, że ja naprawdę interesuję się ich dziećmi oraz że poświęcam im moją uwagę...
może jeśli zacznę codziennie im więcej opowiadać co tam robiłam z dzieciakami oprócz tego że było spokojnie i bez problemów, to hostka przestanie chodzić wiecznie zirytowana...
Chociaż strasznie mnie stresuje, gdy nie wiem co mam robić, nie wiem co oni ode mnie oczekują, może chcą żebym więcej z nimi rozmawiała o ich dzieciach, bo w sumie z nimi nie mam o czym rozmawiać... jakoś tak trudno mi jest w ogóle podjąć z nimi jakiś temat, bo zawsze się muszę martwić, czy przypadkiem znów się ona nie zirytuje...
Dzisiaj z kolei zapytałam się hostki, czy mogę sobie gdzieś pójść, a jeśli mogę, to czy mam wrócić o konkretnej godzinie. Na co ona, że cały dzień mam wyłącznie do swojej dyspozycji i mogę wrócić o której chcę. Na co odpowiedziałam jej, że chciałam się upewnić, że nie muszę im w czymś pomóc, na co ona, że weekendy mam zawsze wolne, chyba że mnie poprosi wcześniej o pomoc. HA HA HA!
Czyli tak samo jak w drugą sobotę tutaj, gdy wieczorem wydarła się, że nic nie zrobiłam (a miałam mieć wolne weekendy), a nic nie mówiła, że będzie chciała, żebym w czymś pomogła... co za trudna kobieta... wrzodów dostanę jak tak dalej będzie, bo po prostu nie potrafię się nie przejmować...
O TAK ! :)
Do świąt i powrotu do domu coraz BLIŻEJ!
43 dni i 10 godzin!